środa, 1 lutego 2017

Rozdział 4 Charlotte „Uciekanie w miejscu”






- Nie! Nie! - zawołał Daniel, dyrektor główny pokazu, który z każdą chwilą był coraz bardziej czerwony ze wściekłości.  - Możecie chociaż raz to dobrze przejść?! Wszystko jest do dupy!
Mężczyzna chodził w kółko, jak nakręcony robot. Blond włosy, które szarpał ze zdenerwowania odstawały w dosłownie każdą stronę, tworząc na jego głowie coś w rodzaju gniazda ptaków. Wąskie wargi miał wykrzywione w grymas, a jego wzrok, gdyby mogł pozabijałyby wszystkich dookoła. 
Spędzałam z tym facetem już czwartą godzinę i moje nerwy były właściwie na wyczerpaniu. Wiecznie coś mu się nie podobało i tylko się wydzierał.
Jeśli ten idiota myślał, że jesteśmy tu tylko po to, żeby mógł się na nas wyżyć, to głęboko się myli. Może inne dziewczyny sobie pozwalają na takie traktowanie, ale ja na pewno nie. Gdy tylko się do mnie przyczepi, nie mam zamiaru skulić ogona i posłusznie pokiwać głową. 
Przyglądałam mu się z zaciśniętymi pięściami, jak obraża jakąś brunetkę, w której oczach zaczęły świecić łzy. Na pierwszy rzut oka było widać, że była bardzo młoda i dopiero zaczyna w tej branży, miała może jakieś siedemnaście, osiemnaście lat.
Było mi jej niesamowicie szkoda, przecież taki dupek z łatwością może wpłynąć na jej psychikę i zniszczyć jej życie.
Z każdą kolejną obelgą rzucaną w jej stronę, moje palce zaciskały się coraz mocniej, a paznokcie zaczynały mi się wbijać w skórę. 
W końcu nie wytrzymałam i ruszyłam w ich stronę czując, jak krew dosłownie gotuje się w moich żyłach. Nie myślałam w tej chwili o konsekwencjach, nie obchodziło mnie to dla kogo pracował, ani to czy mnie wyleją. Nie mogłam pozwolić na to, żeby czuł się, jak bezkarnie. Zatrzymałam się kawałek od niego i postukałam go ramię. Blondas odwrócił się gwałtownie, a ja w tym samym momencie zamachnęłam się i uderzyłam go w szczękę. Zaskoczony zatoczył się kilka kroków do tyłu, omal nie tracąc równowagi. 
- Co powiesz na to, dupku? - warknęłam, mierząc go wzrokiem. 
Mężczyzna był tak zszokowany, że przez pierwsze kilka sekund tylko otwierał i zamykał usta. Przypominał mi rybę, która wyrzucona na brzeg, próbowała zaczerpnąć powietrza. 
Wokół panowała cisza, każdy zamarł czekając z zaciekawieniem, na dalszy rozwój sytuacji. Brunetka stała z rękami zaciśniętymi na ustach, a na jej twarzy malowało się przerażenie. 
Moja skóra na knykciach boleśnie pulsowała, rozprostowałam palce i z powrotem je zgięłam, powtarzałam czynność kilka razy, aż ból całkowicie ustąpił. 
- Zwalniam cię! - krzyknął, kiedy w końcu odzyskał kontakt z rzeczywistością. - Nie chcę cię tu widzieć!
Wzruszyłam ramionami, ściągnęłam szpilki i rzuciłam nimi w niego. Daniel szybko odsunął się, tym samym unikając ciosu. Odwróciłam się i niewzruszona poszłam do garderoby po swoje rzeczy. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce i nie patrzeć już na jego parszywą gębę. 
Z pośpiechem zarzuciłam na ramiona swój czarny płaszcz i założyłam skórzane, wiązane buty. Nie zwracając uwagi na spinki w moich włosach, zawiesiłam torbę na ramię i już chciałam wyjść, jednak coś mnie zatrzymało.
Uświadomiłam sobie, że to nic nie zmieni. Martinez nadal będzie terroryzował modelki, może nawet będzie jeszcze większym draniem. To tak nie powinno wyglądać.
Wróciłam się z powrotem na salę i znów całe zainteresowanie skupiło się na mnie. Niektórzy uważnie mi się przypatrywali, a inni odwracali wzrok. Mimo tego wciąż kroczyłam pewnie przed siebie, aby kolejny raz skonfrontować się z Danielem. Kiedy byłam dostatecznie blisko wycelowałam w niego wskazujący palec, dotykając jego klatki piersiowej.
- Oskarżę cię o mobbing - oświadczyłam. Przyłożyłam palce do ust i posłałam mu buziaka, uśmiechając się.  - Obiecuję, że cię zniszczę.
Tym razem mogłam już odejść ze spokojem. Wyprostowałam się i ruszyłam do wyjścia, nie odwracając się.
Poczułam jak cała agresja mnie opuszcza, gdy wyszłam na zewnątrz i świeże powietrze dostało się do moich płuc. Przeszłam kilka kroków i oparłam się o chłodną ścianę, jakiegoś innego budynku.
Wyciągnęłam z kieszeni paczkę czerwonych Malboro i zapalniczkę po czym odpaliłam jednego. Odchyliłam głowę do tyłu, zaciągając się.
Świetnie zaczęłam pierwszy dzień pracy po mojej przerwie. Mam nadzieję, że po raz ostatni zdarza mi się pracować z takim człowiekiem.
- Hej! - usłyszałam czyjeś wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam brunetkę, idącą w moją stronę niepewnym krokiem. - Charlotte prawda? Dziękuje, że stanęłaś w mojej obronie, ten gość to straszny palant.
- Przyjemność po mojej stronie - powiedziałam uśmiechając się lekko. - Myślę, że powinien dostać to co mu się należy.
- Naprawdę masz zamiar go pozwać? - zapytała, spoglądając na mnie wahająco.
Wypuściłam dym z ust, zastanawiając się co jej odpowiedzieć. Na początku byłam zdeterminowana żeby to zrobić, jednak teraz gdy nieco ochłonęłam, zaczynałam się wahać. Nie jestem pewna, czy mam ochotę na tułanie się po sądach i prawnikach.
W rezultacie wzruszyłam tylko ramionami.
- Powinnam się już zbierać.
- Tak, jasne. Jeszcze raz dzięki i przepraszam, że straciłaś przeze mnie pokaz.
Machnęłam tylko ręką, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat i pojechać do domu. Byłam tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam to gorąca kąpiel i sen.

Zapaliłam światło przy mocy łokcia po czym odłożyłam torby z zakupami na kuchenny blat i skierowałam się do łazienki, aby napełnić wannę wodą.
Kiery wracałam do domu uświadomiłam sobie, że lodówka najprawdopodobniej świeci pustakami, bo Jassie, zazwyczaj zamawia jedzenie lub je na mieście. Dlatego skoro on wyjechał na kontrakt, byłam zmuszona po drodze wstąpić do jakiegoś marketu.
Związałam włosy w koczek i zaczęłam ściągać ubrania. Zanurzyłam się w przyjemnie gorącej wodzie, czując jak moje ciało zaczyna się rozluźniać, a z mojej głowy powoli ulatniały się wszystkie myśli.
Pół godziny później siedziałam na kanapie w salonie oglądając jakieś tv show, który kompletnie mnie nie interesował. Moja uwaga bardziej skupiała się na butelce wina, która stała przede mną na stoliku. Jeszcze bardziej dobijała mnie samotność, którą powoli zaczynałam odczuwać. Kiedy Jessie jest w domu mam zawsze świadomość, że nie jestem skazana na samą siebie.
Przygryzłam wargę i już miałam po nią sięgnąć, kiedy w mojej podświadomości pojawiło się jedno imię - Ellie, które było dla mnie nadzieją na wybawienie.
Wczoraj wieczorem wysłała esemesa, na którego w końcu nie odpisałam. Co niby miałabym w nim zawrzeć? Nie mogę normalnie funkcjonować, bo nie potrafię zapomnieć o przeszłości i przez to mój wieczór jest do dupy? O nie, wolałam zdecydowanie go przemilczeć. Po pierwsze nie chciałam jej martwić, a po drugie nie jestem pewna, czy oczekiwała takiej odpowiedzi, a mimo wszystko nie chce jej okłamywać.
To fakt, oddaliłyśmy się od siebie, jednak wina leży po obu stronach. Uważam, że obie w którymś momencie zagubiłyśmy się i nie potrafimy tego naprawić, ale jestem przekonana, że nie mogę pozwolić, żeby Elena była kolejną osobą, którą stracę.
 Nawilżyłam dolną wargę i wybrałam jej numer, prosząc, żeby odebrała.
Poczułam niemal natychmiastową ulgę, gdy usłyszałam ciche „halo” po drugiej stronie.
- Hej, Ells proszę powiedz, że ty też masz taki beznadziejny wieczór - zaczęłam, bawiąc się frędzlami koca, którym byłam przykryta. - A jeśli nie to, proszę skłam dla mnie.
- Mm, nie wydaje mi się, żebym musiała to robić - oznajmiła śmiejąc się. - Jest naprawdę do dupy.
- Świetnie... znaczy nie, ale.. dobra nie ważne, wiesz o co chodzi. - Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. - Po prostu pomyślałam, że mogłabyś do mnie wpaść, zrobię coś do jedzenia i spędzimy trochę czasu razem.
Nastało między nami kilku sekundowe milczenie, a moja pewność siebie, zaczynała powoli spadać.
- Cieszę się, że zadzwoniłaś,będę za jakąś godzinę.
Ustaliłyśmy, że dziewczyna po drodze wejdzie do McDonalda i kupi mnóstwo fast foodów, na które obie miałyśmy niesamowitą ochotę.
Wstałam z kanapy i ruszyłam do sypialni, chcąc przebrać się w coś lepszego niż stare dresy i poplamiona koszulka.
Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam panujący tam porządek. Wszystko było na swoim miejscu, łóżko było perfekcyjnie pościelone, a z podłogi zniknęły ubrania i śmieci. W wazonie stojącym na komodzie były włożone świeże, białe róże, a obok niego leżała zgięta kartka. Chwyciłam ją i uśmiechnęłam się, poznając niedbałe pismo Jessiego.

„Poprosiłem panią Russo, żeby również tutaj ogarnęła, nie musisz dziękować. Całusy J.” 

Pani Russo sprzątała u nas raz w tygodniu, ale zazwyczaj nie chciałam, żeby zajmowała się moim pokojem. Po prostu uważam, że tego nie potrzebuję i mogę sama się nim zająć. 
Podeszłam do szafy, otworzyłam drzwi i przejechałam ręką po wieszakach. Po krótkim namyśle wyciągnęłam jasne jeansy typu mom jeans z podwiniętymi nogawkami oraz czarną, luźną koszulę. Rozczesałam włosy i pomalowałam rzęsy tuszem, 
Przejrzałam się w lustrze, chcąc ocenić efekt końcowy. Nie wyglądałam najpiękniej na świecie, ale i tak lepiej niż przez ostatnie kilka tygodni. 
Naprawdę strasznie się cieszyłam, że w końcu mogę spotkać się z Ellie i wrócić na chwilę do normalności.
Pół godziny później rozległo się pukanie do drzwi. Z szerokim uśmiechem na twarzy poszłam otworzyć.
- Miło cię widzieć - powiedziałam ściskając ją na powitanie.
Odebrałam od niej jedzenie i poszłam je odłożyć do kuchni. W tym samym czasie blondynka zdjęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku po czym oparła się o blat.
Miała na sobie bordowy sweter oraz czarne spodnie.
- Too, co słychać w świecie wielkiej mody? - zapytała.
Prychnęłam słysząc jej słowa.
- Przestań, po dzisiejszym dniu jestem po prostu wykończona. - Schowałam kosmyk włosów za ucho. - Trafiłam na takiego palanta, że to się chyba skończy pozwem do sądu.
- Serio? Aż tak źle?
Przeniosłyśmy się na kanapę wraz z jedzeniem i przez kilka godzin rozmawiałyśmy o wszystkim co się działo, zarówno u mnie jak i u niej.
Okazało się, że zapisała się zaczęła studiować sztukę i estetykę. Wcale mnie to nie zaskoczyło, ponieważ dawniej wspominała, że chce to zrobić.
Za to jedna wiadomość mnie zszokowała, okazało się, że Ellie zaprosiła na swój ostatni wernisaż Zayna Malika, a później wracając z niego spotkała Louisa Tomlinsona. Słysząc to o mało nie zakrztusiłam się frytką, którą właśnie miałam w ustach.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze spotkam tych ludzi i niesamowicie dziwię się że Ellie, w ogóle chciała rozmawiać z Mulatem. Ja bym nie dała rady po tym, co cała piątka mi zrobiła.
Kiedy Niall zniknął, po tym jak dowiedział się, że byłam z Lukiem, rozpaczliwie próbowałam nawiązać z nim kontakt. Praktycznie codziennie błagałam jednego z nich, żeby powiedział mi gdzie on jest, jednak tylko mnie zbywali, twierdząc, że nic nie wiedzą. Do tej pory jestem pewna, że kłamali mi w żywe oczy. Jestem przekonana, że nie wyjechałby nic nie mówiąc swoim przyjaciołom. Któryś z nich musiał coś wiedzieć. Chociaż minęło tyle czasu nie jestem w stanie im wybaczyć, że patrzeli niewzruszeni jak cierpię.
Kiedy wyprowadzałam się do Nowego Jorku sądziłam, że już nigdy więcej nie usłyszę o żadnym z nich. Szkoda, że nie wiedziałam, jak w dużym błędzie byłam. Najwyraźniej przed przeszłością nie da się uciec, nie ważne jak bardzo się tego chce.

Obudził mnie dzwonek do drzwi wejściowych. Przewróciłam się na drugą stronę, otwierając oczy. Zerknęłam na zegarek cyfrowy stojący na szafce nocnej, było piętnaście po dwunastej w południe.
Kiedy dźwięk rozległ się po raz kolejny, zrzuciłam z siebie pościel i wstałam, aby otworzyć.
Pociągnęłam za klamkę i momentalnie na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie, gdy zobaczyłam wysokiego mężczyznę w czapce z logiem firmy kurierskiej z bukietem czerwonych róż.
- Charlotte Fawn? - zapytał. Zanim zdążyłam odpowiedzieć wcisnął mi kwiatki oraz jakąś kopertę. - Przesyłka dla pani.
Po tym jak odszedł stałam jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad jego dziwnym zachowaniem. Doszłam do wniosku, że mógł mieć po prostu zły dzień. Bardziej interesowało mnie kto był nadawcą prezentu.
Zamknęłam drzwi przy pomocy łokcia, weszłam wgłąb mieszkania i odłożyłam kwiaty, ponieważ ważniejsza była dla mnie koperta. Usiadłam na krześle barowym i zaczęłam otwierać. W środku znajdowało się moje zdjęcie, jednak nie było to zwykłe, takie z sesji tylko zrobione dzisiaj. Przechodziłam wtedy przez ulicę i o mało nie potrącił mnie jakiś pędzący idiota.
Zmarszczyłam brwi i odwróciłam fotografię.

„Uważaj Lottie, bo następnym razem będę zmuszony wysłać Ci wieniec pogrzebowy, a dopiero się rozkręcam”

Nie mogłam oderwać wzroku od prostych, drukowanych liter. To naprawdę się dzieję, to nie jest wina leków, ktoś mnie obserwuje. Tylko kto? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Violett